Wiosną 1943 Departament Informacji Delegatury Rządu na Kraj wydał konspiracyjnie książkę Zbigniewa Sadkowskiego, dziennikarza i oficera wywiadu napisaną na podstawie danych polskich, niemieckich, włoskich i amerykańskich oraz z depesz z Londynu.
Na zdjęciu czołówkowem pana Almanzora szwabski pancernik Schleswig Holstein figuruje, symbol niemieckiego napadu na naszą Ojczyznę.
A był to pancernik stary i przerdzewiały, na powierzchmi wody utrzymywała go stacja pomp ręcznych oraz trzy setki nieustannie pompujących matrosów. Zanim na Westerplatte uderzył, przez lata wykorzystywano ten pancernik jako pływający hotel dla bezdomnych weteranów oraz jako eksponat dla kadetów hitlerowskich szkół morskich.
Co to za wstyd, że ta właśnie zaropiała, przegniła niemiecka krypa pokonała Bohaterów Września i do historii przeszła! I jaka to hańba dla naszej ówczesnej floty, że tego grata wtenczas nie zatopiono! Mieliśmy wszak wtedy marynarę, były nawet podwodne okręty i nawodne też. Dali dupy nasze ówczesne marynarze, aż wstyd mówić.
Dodatkowa hańba dla nas, że po dzień dzisiejszy nadal od strony morza bezbronni jesteśmy, pierwsza lepsza krypa może zaatakować i ostrzelać nasz dowolny cel nadmorski.
Historia widać lekcji nam udzieliła, że wojny na lądzie się rozstrzygają i że my, Polacy, do morskich walk szczęścia nie mamy. Jakże to dobrze, że my tutaj w piechocie zmechanizowanej służymy.
"Niesława tym, którzy uciekli przez Zaleszczyki" Zależy którym. Bo zasadniczo wojny na dwa fronty wygrać się nie da, co wiadomo od starożytności po dzień dzisiejszy. W takiej sytuacji (to też kanon sztuki wojennej) dowódca wycofuje wojsko "z kleszczy", przesuwa je na sojuszniczy teren, tam przegrupowuje i przystępuje do dalszych działań. To właśnie zrobiła nasza armia.
Kawaleria w pierwszym okresie II WŚ była w każdej armii. Oddziały kawalerii miały zaletę w swojej mobilności i możliwości szybkiego przemieszczania się przez bezdroża.
Kawaleria nie walczyła na koniach ale pieszo.
We wrześniu 1939 najbardziej wsławił się oddział kawalerii ułanów wołyńskich w bitwie pod Mokrą (jest o tym w powyższym tekście) Na stronie 10 jest o tej bitwie krótka wzmianka zaczynająca się wyrazami
"Pod Kutnem też rozgorzała bitwa .."
Kawaleria ta była wyposażona w działa które mogły niszczyć ówczesne niemieckie czołgi. Tymi działami oraz dzięki współdziałaniu z dobrze uzbrojonymi naszymi dwoma pociągami pancernymi zadali Niemcom znaczne straty w ludziach i sprzęcie powstrzymując przez kilka dni preważające siły wroga
Czym innym byli żołnierze i oficerowie później przedzierający się przez Węgry i Jugosławię do Francji a czym innym uciekający przez Zaleszczyki odpowiedzialni za klęskę dowódcy, których obowiązkiem było być z wojskiem póki walczyło i ewentualnie palnąć sobie w łeb. Śmigły uciekł nie zostawiając nikogo mogącego dowodzić sporymi siłami polskimi będącymi w walce.
Niesmak do niego w Kraju był wielki.
Nie było wojny na dwa fronty. Polacy z Armią Czerwoną nie walczyli.
Kostek Biernacki dowódca obrony cywilnej uciekał jeden z pierwszych - obronę cywilną Warszawy przejął po bohatersku Starzyński.
Jakby tu delikatnie... Co to jest "kawaleria", czym i jak walczyła, to coś tam wiem. Od tzw. świadka z epoki. Nie prosiłam o naukę, lecz o wyjaśnienie odnośnie zdania z w/w książki, które leci "kawaleria polska szarżowała". Jakąś tam definicję szarży (czasownik, nie rzeczownik) też znam. No chyba, że uznamy, że motocyklem czy czołgiem też można szarżować, a kawaleria może też być i powietrzna. Chodziło mi o to, że wobec fałszerstw narosłych wokół II wojny trzeba pewne rzeczy prostować, ustalać ponad wszelką wątpliwość. Język też się zmienia i ten naturalny proces może też być (niewinną) przyczyną przekłamań/przeinaczeń/niedorozumień. Tym bardziej więc potrzebne być mogą objaśnienia.
Co do bolszewików i drugiego frontu, to się cieszę że Pan przyznaje, że ten drugi front istniał. Kij z tym, czy tam była walka, czy nie (tj. chwilowo odpuszczam to zagadnienie, acz jestem w tym momencie niezbyt elegancka wobec osób, które na owym froncie jednak walczyły. Mniejsza ze mną).
Wracając do mego wywodu: z chwilą otwarcia drugiego frontu, zgodnie ze sztuką wojenną NALEŻAŁO nie palić se w łeb, tylko wyprowadzać wojska, przegrupować itd, ale to już całkiem odrębna historia. Tak samo jak to, kto wyprowadzał, a kto coś tam coś tam z tymi przysłowiowymi Zaliszczykami.
PS ja po prostu mam alergię na kolejne oficjalne wersje naszej najnowszej historii. A już to że nasi "kawalerią na czołgi szarżowali z szablą w dłoni", to wywołuje u mnie pianę na pysku. Dlatego proszę o zrozumienie. Przy okazji przepraszam, jeśli uraziłam.
Wracając do sprawy: teksty źródłowe, cenne same w sobie, wydawane/publikowane po ok. 70-ciu latach wymagają niestety korekt czy objaśnień. Bo język się zmienia i dzisiejsi ludzie czytając stary tekst mogą rozumieć coś całkiem innego niż autor przed laty. - Głównie o to mi chodziło w powyższej dyskusji. Wiem, że to wymaga ogromu pracy. A wiem to... z własnego doświadczenia (przy okazji publikacji tekstów "świadków z epoki").
Tekstu powyższego nie pisałem ja obecnie znając dyskusję rozgorzałą po projekcji filmu "Lotna", ale Zbigniew Sadkowski, dobrze na Uniwersytecie Poznańskim wykształcony dziennikarz mający mocno wpojony wielkopolski patriotyzm. Używany przez Niego sposób ekspresji przekazu jest taki, jaki był w Polsce osiemdziesiąt lat temu i należy to brać pod uwagę.
Akurat słowa "szarżowanie" nie uważam za potrzebne do opisania w przypisie (którego na pewno nie zrobię na reprincie oryginału).
Za ważniejsze dla zwrócenia uwagi uważam w tym kontekście przytoczenie Adama Ronikiera, który w swoich pamietnikach wspomina, ze "Bitwe pod Kutnem, Niemcy zapisali w rocznikach wojskowych za 1939 rok jako „ die groesste Schlacht der Welt” -największa bitwa świata.
Bejka
Bejka, to zawołanie rodzinne, z Podlasia.